„STARY WRZESZCZ”
To noc się zaczyna, noc czarna i parna
noc pustką głęboka i jaźnią nabrzmiała
jak kiedyś, gdy ciemność-bezsenność koszmarna
mamiła mi zmysły cieniami bez ciała.
To noc pośród Wrzeszcza, prastarych kamienic
gdzie okno rozświetla światełko na stole
to młoda studentka próbuje noc zmienić
w dzień jasny jak lampka, lecz słabą ma wolę.
To noc trwa w najlepsze, to noc niemo-głucha
a ona na łóżku zmarznięta w gorącu
lśni kołdra miękkością, a serce wciąż stuka
gdzie ranek niebieski, marsz ludzi ku słońcu.
To noc przeznaczenia dla młodej studentki
to teraz się spełni koszmarów życzenie
to dotyk demona jej w uchu zabrzęczy
i każe odmienić zatrute istnienie.
I noc trwa w najlepsze, i noc jest dojrzała
i noc nie pozwala jej myśleć niebiesko
bo myśl od wieczora już dawno spleśniała
jest strasznie i dziwnie, i czarno, i gęsto.
Więc bierze studentka na dłoń ciut nieśmiałą
ratunek w umysłu anielskich torturach
tabletkę malutką, niesmaczną i białą
co sny złe odgania i myśli o sznurach.
I dzień pośród Wrzeszcza zaczyna się spaniem
po neuroleptycznej mgle taniec neuronów
już wschodzi jaskółka, co niesie poranek
już jasność się wkrada do mózgu i domu.
Lecz chociaż błękity uniosą się z lekka
a bloków pomarańcz ogrzeje, osłodzi
to anioł z grafitu za szafą już czeka
niedługo wylezie, bo słońce zachodzi.