Nic dwa razy
A pamiętasz ten klimat, w którym tak błogo
Trwaliśmy zapatrzeni w senność tamtych chwil.
A pamiętasz nasze spacery tamtą krętą drogą,
Która jak nasze życia biegła szeregiem mil.
A pamiętasz te dzieci, ten uśmiech, ten rój
– wytwór też boży, a skazany na gnój.
A pamiętasz jakiś lament, skargę, czy płacz.
Nie, ach wtedy o tym nie było znać.
A pamiętasz ten park, ten bruk, ten szkwał
I ten wiatr wspomnień, który nam na oczy wiał.
A pamiętasz jak donikšd przechadzaliśmy się.
Ach pamiętam, wtedy kochałem Cię
Pomimo tego
A kiedy rzeka chciałaby wstecz,
A morze oddać chciałoby dary.
Czy mogłyby góry biec?
Czy dałyby radę gdyby chciały?
Czy murarz cegłą by mógł rzec,
co wszystkie księgi już powiedziały.
A gdyby kowal zechciałby,
wykuć młotem rymy złote.
Czy I robotnik umiałby,
obstalować taką psote?
Czy dałby radę gdyby chciał?
Przecież Pinokio chciał.
Może więc dlatego.
Pomimo t e g o,
Dzieckiem się stał.
Dlaczego ikarowe loty
Bracie mój, dlaczego?
Wybrałeś ikarowe loty?
Przypłacając przy tym drogo.
Zgasły życia knoty,
Choć świeca była pełna życia.
A serce rządne odkrycia.
I ja mam być tym –
Dedalem co doleciał?
Termospile
Idąc do budy,
Przez wiejskie nudy.
Będziesz mieć gratkę,
We mnie herbatkę.
Na półwyspie helskim
Na półwyspie Helskim
Nad morzem anielskim
O wodzie i chlebie,
Po piaszczystym niebie.
Szedł rycerz drogą
Z szumem jako muzą swoją.
I chciał ogarnąć wszystko,
Ale był za dużym optymistą.
Chmury się nad nim przewaliły
Lecz żadnej łzy nad nim nie uroniły
Tak sobie wędrował, niektórych rzeczy żałował.
Marzył sobie skrycie,
Wszystko iściło mu się na nieba błękicie.
Ślady stóp były
Ale się rozmyły
Może iść na morze
Czy to mi dopomoże?
Wiary wierże
A gdybym dziś zasnął na kobiercu,
Czy bym pozostał w czyimś sercu?
Raczej nie, powiem szczerze,
Że w pamięć to ja nie wierze.
A gdybym patrzył jedynie roztropnie,
Czy bym zobaczył co oko nie dotknie?
Raczej nie, powiem szczerze,
Że w obrazy to ja nie wierze.
A gdybym usłyszał szept i kwilenie,
Czy bym zatrzymał swe krwawienie?
Raczej nie, powiem szczerze,
Że w miłość to ja nie wierze.
A gdybyś jutro przyszła i rozpaliła,
Czy byś ma jedyna mnie zmieniła?
Raczej tak, powiem szczerze,
Że w taki obraz serca wierze.
Na rozstaju
Gdy się doszło do rozstaju.
Którędy iść do mego raju?
Lądem, czy morzem kroczyć.
Czy z powietrza los zaskoczyć?
W którą stronę twarz obrócić?
Aby przed zachodem wrócić.
W te kąty zajść stare. I
Znów młodości dać wiarę.
Jakimi morzami mam płynąć?
Aby tę tezę za pewnik przyjąć.
Jak dziób na wiatr skierować?
Aby w nurcie życia trwać
płynąc, płynąc, ach płynąc….
Fizykologia
Trzeba fizykę umiłować
Prawa wszystkie szanować
trzeba ją podźwignąć i
kreować
bawić się nią
i nią pracować
trzeba dla niej giąć się
i prasować
się trzeba dosotosować
trzeba ciepło dla niej trzymać
się połączać się naginać
umieć oddech dla niej wstrzymać
różnoimiennie oddziaływać
nad problemem się zatrzymać
spostrzegawczość nań wyrzymać
a Na końcu pewnik przyjąć
strzorzyć i w 8 zginąć.
Przy świecy
Przy świecy jasnym płomyku,
Usiadłem i nie wiedziałem.
Przeto słów znam bezliku,
A pejzaż jeden widziałem.
Jak tę zielność mam nazwać?
Błękit nieba zaobłoczyć?
Jak tę słodycz słońca oddać?
W szumie wód Cię zauroczyć?
By koń czasem głową machnął,
By motyl na progu zasnął,
By Dym uchodził z komina,
Nieraz przebiegła piesina.
Ogień w kominku gaśnie,
Potok opowie mi baśnie.
Czuję się tu jak w niebie
Pięknym, choć pustym bez Ciebie.
DeKapitacja
Zasłuchany w szumie potoków,
Zapatrzony w gwiezdnym obrazie,
Za-spokojony w Bieszczackiej oazie,
Wyczuwałem nadciąganie wyroków.
Azali Nie-Boskich lecz Diablich.
Nie-Pokojów tudzież Wojen.
Ale piachów i prochów nagich,
Widoku Nostradamusowskich
urojeń.
A póki co, kłusem radosnym
Naprzeciw złowróżbnej marze,
O Świecie od światów odrębnym,
W Seredniach nad świecą myślę
i marzę.
Z tamtej strony
Zabierz mnie Panie na bezludne obłoki,
Gdzie nie ma pustki, jest spokój szeroki,
Gdzie Eol ambrozją, pod ścieli się ręką.
Zabierz mnie Panie, nie poddawaj mnie
– męką.
Zabierz mnie Panie na szerokie wody
Tam znajdę młodość i smak przygody.
Kontrast
od szarości w której promyk sprawia ból
od złości daremnej zrodzonej z niemocy
idąc wśród śmieci pierwotnych wymiocin
na kolanach resztkami sił z krzyżem
z kacem poprzednim w codziennej pogoni
w brudnych obślizgłych rynsztokach zadumy
z tępych klatek ludzkiej niewiedzy
z rzadka na słońce wychylamy pyski
my ludzie-wampiry krzemowi krwiopijcy
jednostki marne obdartego tłumu
skąpani w nałogu chwilowej Nirvany
Owiani bryzą z rozpiętymi skrzydłami
Unosimy się szczęściem ulotnej rozkoszy
Idąc po złotych piaskach, gorących chwil
Dostrzegamy zawsze „Kontrast” ponownych
DNI
mNieGracja
Wyszedłem w wielką światłość –
młodzieńczych i beztroskich chwil.
Z pewnością trzciny wśród mil –
Znając swą wartość, swą małość.
– patriotycznej mizerykordii
W czasach bez czaszek stosów.
Bez rycerzy, ich honoru.
W objęciach róży – moru.
Bezkrólewia – dżungli królów.
– patriotycznej mizerykordii
Spacerując w bezkresną dal –
Culumbowych spokojnych wód.
Gdzie pięknej Idylli stoi gród
Czeka owiany mgłą mój gral.
– patriotycznej mizerykordii
Dumna
Piękny kolos z daleka – betonowy feniks Dumy.
Czysta życiodajna rzeka, zakolem otacza ogromy.
Wystarczy spojrzeć na ziemię.
To dopiero początek.
Jaki tu brud i wszawe plemię.
Jaki tu ból i rzeź niewiniątek,
Epitafium
Tam jest ma dusza. W szumie i w ciszy.
Skąpana w słońcu błękitnych dni.
Tam są me myśli, tam ma samotność,
Na cirrusach bezludnych wysp.
Kapitanie, mój Kapitanie
O., wznoszą się nad martwym światem.
Wzbijają ku niebu piersi lotem,
Muskają skrzydła powietrznych ramion.
Szybuj w gwiazdy rozkosznych strzemion.
Skaczą w odmętu zimne wiry,
Smakują ciałem woń chłodnej liry.
Płynąc głębiej szczęściem dosięgnąć dna.
Nurzaj w blasku mrocznej otchłani
Udają się w rajskie ogrody.Wod
zą palcami po jędrnych kształtach.
Wędrują wstęgą po całym ciele.
Odczuwaj stany żądnych uniesień.
Stają na zboczu szalonej pieśni
Trzymają w ręku upojne wino
Zatopić w śmierci się i zginąć.
Kolory zadumy
Jakże są różne kolory zadumy,
Jakże są piękne obrazów szumy.
Jak wiele jest odcieni pasteli,
Jak wiele jest rodzajów wanilii
Tak tyle mieni się nad głowami,
Tak tyle przepływa z żaglami,
Tak tyle pląsa złotami wieloma,
Że zda się –
Nie wyrazi tego żadna mowa.
DoneLifeGuard
O moja Pani podniosłaś mnie na duchu, ze szekspirowską komedią
Daleką od dramatu przybliżasz swe przeżycia w iście elżbietańską magia
Winszuje przygód i z wszech miar przygody,
A te dwa pająki radzę wyrzuć na schody
Wielce rad jestem z Twoich pięknych zwierzeń, wszak w Ameryce jestem
Ale dla tych pink walls i małego rumiku, albo dla szkockiej rozlanej gestem
Tam się zjawie, i owym młynkiem rozkręcę zabawę, ale nie teraz, bo jam on duty
Ratować życia, codziennie musze na pustym basenie, i aby być przy Tobie nie starcza dobre buty
Dlatego obiecuję, że owe zamki, wiatraki i inne cele namierzę,
I w niedalekiej przyszłości dzielnie się z nimi zmierzę
A teraz bacz na muesli, aby miały wodę,
Poczuj przestrzeń i mentalną nowa swobodę
Sięgaj za Atlantyk gdzie wzrok nie sięga
Łam stupborn którego nie-Polak nie złamie
I pamiętaj, ze rynsztunek już szykuję, i na koń wskakuję
A odległością, może powinienem, ale się nie przejmuje
A ty czekaj i z daleka wypatruj, charakterystycznej kurzawy,
Przygotuje posłanie, i inne niezbędne do tego sprawy.
A w czasie mojej spod Troi eskapady,
Udzielaj mi przez maila niezbędnej rady.
Abym jak Odyseusz nie musiał głupio błądzić
I zawczasu cos wydłubać, zatkać i szybko osądzić.
I abym nie musiał, dotrzeć do garvaldzkiej Itaki
Przeżywać rozczarowań i Persefonskiej draki.
Dlatego myślami będę zawsze przy Tobie,
Bo cóż Ty i Ja bez drugiej połówki zrobię?
O Dylcyneo, jakim ja nieszczęśliwy z moja piką przy boku.
I bez żadnych Księżniczek i w smoczym, co noc amoku
A teraz już zalęgnę na mym życia barłogu,
Bo u mnie widnieje, a u Ciebie dzień łyska zza rogu
Życiowej Przygody Winszuje
I Serdecznie Całuje
Ojczyzny
Oto jest pytanie. Gdzie być? W jakim kraju?
Gdzie duszy jest dobrze, czy gdzie dobrze jest ciału?
Dlatego ślubuję wędrować do rozstaju,
A idąc myśleć i decydować pomału.
Czy żyć podniebnie w piekle, czy przyziemnie w raju?
Teraz już wiem, że świat dzieli się na połowy,
Gdzie, żyć się nie da i gdzie życie jest nie do wytrzymania.
Pozdrowienie
Z kraju, w którym nie jest lepiej, czy gorzej,
Jest inaczej, zależy kim jesteś i kto Ci pomoże.
Z kraju, gdzie lepiej by białym niż czarnym,
Gdyż będąc białym, możesz traktować wszystkich
jak czarnych
Pozdrowienia z kraju snów, codziennie tych samych.
Z kraju grubasów, McDonaldów, betonu i stali.
Z kraju zróżnicowania rasowego, jak różnic pogody.
Z kraju szczęśliwości ukrytych zniewoleń,
Z kraju dziennych, nocnych, ukrytych wojen.
Zakazów, przesłań, lunchów, kapitalistycznej pogoni.
Z kraju golfa, footbolu, hot dogów do woli.
Z kraju gdzie tylu bezdomnych, znajduje swoje miejsce….
Przesyła pozdrowienia Marcin M.